piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 21

 Adam złapał Norę za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Starała się zachować równowagę. Zobaczyłem, jak kilka osób gapi się na nas i szepta między sobą. Norze było wstyd. Zrobiła się czerwona i próbowała jak najlepiej ukryć twarz. Nie byłem też pewien, czego ona ode mnie oczekuje. Mam się wtrącić, odebrać mu ją, czy może ich zostawić.
- Porozmawiamy później - warknął do mnie i już chciał odchodzić, ale Nora wykręciła się na moment i zbliżyła do mnie. 
- O dziesiątej - szepnęła mi do ucha. 
Potem posłusznie odwróciła się i nie spoglądając na mnie podążyła z Adamem. Patrzyłem, jak znikają w jego pokoju. 
- Li - jeknęła Vanessa, obejmując mnie. 
Wszyscy widzieli, co się stało. Było mi jednocześnie smutno i głupio. 
- Co za tyran - stwierdził spokojnie Chase, oblizując wargi. Był do bólu niewzruszony. - Co zamierzasz? - spytał. 
Popatrzyłem na niego. 
- A powinienem coś zamierzać?
Wzruszył ramionami. 
- Ja bym raczej zamierzał. 
Zacisnąłem zęby. Wiedziałem, że nie pokonam Adama. Był wielki, umięśniony i groźny. ALe ona z kolei tym bardziej sama nie da sobie rady. 
- Chodź, stary - powiedział Peter. 
Dopiero po chwili zorientowałem się, że idzie w kierunku sektoru trzeciego. Przy mnie był Chase. Van i Angela dreptały z tyłu. Chciały jakoś pomóc koleżance, ale wyraźnie bały się Adama. Stanęliśmy cicho przy drzwiach i słuchaliśmy. 
Whitney wrzeszczał, a Nora odpowiadał mu opanowanym głosem. Lekko wystraszonym, ale wciąż opanowanym. Mówili głośno i szybko. Obrzucali się wyzwiskami, a ich słowa zlewały się w jednolity potok o różnym natężeniu. Kilka razy udało mi się wyłapać w nim moje imię, ale nie zrozumiałem niczego konkretnego. Rozległo się głuche plaśnięcie, a po chwili wzmożony ryk Adama. Nora musiała dać mu w twarz. Robiło się niebezpiecznie, tak stwierdziłem. Nie wiem, jaka chora brawura i bezmyślność mną kierowały, ale nacisnąłem po prostu klamkę i stanąłem w progu. Scena w środku wyglądała jak kadr filmu. 
Adam czerwony na twarzy górował nad małą, pobladłą Norą. Gapili się na mnie tępo. 
- Twój dzieciak - rzucił spokojnie do dziewczyny. - Zostawisz nas samych, kochanie? - uśmiechnął się. 
Norze nie trzeba było dwa razy powtarzać, wyszła szybko z pokoju i zniknęła w objęciach Van i Angie. 
- Przyszedłeś z obstawą?  - prychnął, zerkając na Chase'a i Petera. 
Wymieniłem z nimi porozumiewawcze spojrzenia, więc wycofali się i zamknęli drzwi. 
- No więc, mały - zatarł dłonie.- Liam, tak? 
- Tak - odpowiedziałem sucho. - Liam. 
- Adam - wyciągnął rękę, ale jej nie uścisnąłem. 
Uśmiechnął się pod nosem i włożył ją do kieszeni
- Jak już zauważyłeś - zaczął - jestem w najstarszym roczniku zamieszkującym campus i w Radzie Uczniowskiej Mountlake Collage. Wszyscy mnie znają. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile dziewczyn zazdrości Nors, że może się ze mną prowadzać. 
 - Ma na imię Nora - wtrąciłem. 
- Nora. Tak, tak ma na imię. Ale jest mało przebojowe, wiesz. Potrzebuję fajnej dziewczyny. Rozrywkowej, inteligentnej, w miarę ładnej. Nie mógłbym się pokazywać z takim obrzydlistwem jak ta jej współlokatorka, ta, no... Victoria?
- Vanessa - warknąłem. 
- Tak, tak, Vanessa - zlekceważył mój ton. - Sam rozumiesz. 
- Nie, nie bardzo - przyznałem. - Ale kompletnie mnie to nie obchodzi. Po prostu zostaw Norę w spokoju. 
- Zostawić? Nie, nie. To się nie opłaca. Nie - powiedział przeciągle. -Jest zbyt dobra. 
- Właśnie. O to chodzi, Whitney. Jest zbyt dobra dla ciebie - wycedziłem przez zęby. 
- Sądzisz pewnie, że to ty na nią zasługujesz?
Popatrzyłem mu w oczy. Nic nie odpowiedziałem. 
- Zamierzałem rozwalić ci twarz - przyznał lekko - a tymczasem sobie rozmawiamy. Nie mam na to czasu. To głupie. Kilku już startowało do Nors, bez skutku. Każdy odpadał z gry - uśmiechnął się pod nosem, a ja nieznacznie drgnąłem. - Ale wiesz, jeszcze na żadnym jej nie zależało. Z żadnym nawet nie gadała. A ciebie lubi, tak. To nie byłby problem,  gdybyś się do niej nie przystawiał. Przeszkadzasz mi. Jest tu wiele dziewczyn. Weź sobie którąś, nie obchodzi mnie to. Ale moją masz zostawić w spokoju. Nie zbliżaj się do niej. 
Podchodził powoli w moją stronę, żebym wycofał się do drzwi. 
- Kochasz ją?
Zastygł. 
- Słucham?
- Czy ją kochasz.
Gapił się na mnie ślepo, po czym prychnął. 
- To nie twoja sprawa, mały. Po prostu trzymaj się od niej...
- To ty się trzymaj od niej z daleka, Whitney! - warknąłem. - Ona cię nie kocha. Nie chce cię. Nie chodź do niej więcej. Nigdy jej już tutaj nie zobaczysz. Nigdy jej nie skrzywdzisz. Nigdy. 
Skończyłem mówić, odwróciłem się na pięcie i poszedłem do wyjścia. 
- Miło było cię poznać, Adam - pożegnałem się i trzasnąłem drzwiami. 
Na zewnątrz paliły się lampy. Ruszyłem prosto do pokoju dziewczyn, trzęsąc się ze strachu i ekscytacji, że tak się z nim rozprawiłem. 

wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 20

 Cały dzień przesiedziałem w pokoju, czytając Kinga. Max, Josh i Oliver pojechali do Mountland, Evan przesiadywał u jakiś nowo poznanych dziewczyn z drugiego roku, a Peter i Chase grali za ścianą na konsoli. Przed obiadem zajrzały do nas Vanessa, Angela i jakaś dziewczyna, której głosu nie znałem. Nikt nie przyszedł do mnie, woleli zostawić mnie w spokoju. Czy naprawdę odstraszałem innych swoim zaangażowaniem w sprawę Nory? 
 Potem zrobiło się cicho, słyszałem tylko dwa przyciszone głosy. Wydawało mi się, że należą do Van i Chase'a, co dziwiło mnie, bo nie wyobrażałem sobie mojej przyjaciółki z tym chłopakiem. Był... Był za bardzo... Za bardzo TAKI. Nie mogła rozmawiać z nim normalnie, bezstresowo, spokojnie. Nie wierzyłem w to, ale nie chciałem im przeszkadzać, więc tylko siedziałem za drzwiami i nie wychylałem zza nich nawet nosa. 
 Czytając myślałem o Norze. Nie było jej nigdzie: ani w campusie, ani na zboczu, ani za stołówką. Pocieszało mnie jedynie to, że widziałem Adama z Walterem, więc na pewno nie był z nią. Była sama. Może pojechała do Drescott. Przecież nie widziałem Julie od rana. Tak, na pewno były razem. 
 Zobaczyliśmy się dopiero wieczorem. Byłem zły, że nie dała znaku życia, ale wiedziałem, że nie mam prawa jej kontrolować ani mieć pretensji. Zapytałem więc tylko, co porabiała. 
- Byłam w Drescott - odparła.
A więc zgadłem. 
- U Erica? 
Popatrzyła na mnie kwaśno, ale nic złego nie powiedziała. 
- Tak jakby. Tak. Widziałam się z nim. - Jestem głodna. Idziesz? - wskazała na stołówkę. 
 Kolacja zaczynała się dopiero za pół godziny, ale nie zatrzymywałem jej. Kobieta w białym siateczkowym czepku na włosach przywitała ją radośnie i zaprosiła nas gestem do kuchni. 
- Nałóżcie sobie. Mam tu sporo roboty - powiedziała, ocierając twarz szarym rękawem. 
- Wszystko w porządku? - spytała Nora. 
- Tak, tylko tyle was tu jest, że nie dajemy sobie rady - zaśmiała się i kręcąc głową wróciła do krojenia pomidorów. 
Wzięliśmy sobie tosty, ser, ogórki i kawę. Zajęliśmy stolik w głębi sali, siadając plecami do wejścia.
- Więc co znowu robiłaś w Drescott?
Popatrzyła na mnie zdziwiona. Chyba myślała, że zamknęliśmy ten temat. Poprawiła włosy. 
- Byłam u Erica. Mówiłam już. 
- Często tak do niego jeździsz? I Adam serio niczego nie zauważa?
Zacisnęła zęby. 
- To nie twoja sprawa, Li. Muszę widywać się z Ericiem. I tyle. 
- Co to znaczy, że musisz? Kim on w ogóle jest?
- Znajomym - powiedziała, po czym wypchała usta kanapką. 
Nie było sensu tego drążyć. 
Kiedy skończyliśmy, odniosłem nasze talerze i otworzyłem przed nami drzwi. W blasku zachodzącego słońca nie zobaczyłem nikogo ani niczego, zmrużyłem tylko oczy i próbowałem osłonić je dłonią. Usłyszałem tuż obok siebie, jak dziewczyna wciąga gwałtowanie powietrze i poczułem, że nagle do mnie przylega. Zrozumiałem, zanim wyostrzył mi się obraz. 
- Nors, do cholery! - wrzasnął Adam, ale nie cofnąłem się ani o krok.
 

piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 19

 Usiedliśmy na trawie, pod tym samym drzewem, gdzie zastałem Norę. Rozmawialiśmy, kilka razy nawet wybuchnęliśmy śmiechem. Byłem szczęśliwy, bo widziałem w oczach dziewczyny zaufanie i pogodę. Nie była tak spięta jak wcześniej. Teraz była całkiem normalna, nie sprawiała nawet wrażenia zastraszonej przez Adama. 
 Nie wiedziałem nawet, że jest z niej taka dobra towarzyszka do rozmowy. Nie mogłem jednak cieszyć się nią tak długo, jakbym chciał, bo z pawilonów powoli zaczęli wysypywać się ludzie. Szmer ich rozmów wydawał się nieznośnie głośny w porównaniu do ciszy, jaka otaczała nas przez ostatnią godzinę. Wstałem, podając Norze rękę. Popatrzyła na mnie, zachichotała pod nosem i złapała ją, jednak po podniesieniu się z ziemi, od razu ją puściła. Było mi z tego powodu przykro, ale właściwie nie miałem ochoty teraz potyczkować się z Whitney'em. Wdrapaliśmy się na szczyt i wyszliśmy na przeciw uczniom tłoczącym się na stopniach stołówki. Gdy byliśmy w środku, zacząłem się poważnie obawiać Adama. Rozglądałem się na boki, chcąc w razie potrzeby zerwać się do ucieczki w odpowiednim momencie. Nora wydawała się o wiele bardziej zrelaksowana. Właśnie witała się z jakąś rudą dziewczyną. Odwróciły się do mnie. 
- Julie, to jest Liam - wyjaśniła. - Liam, to jest Julie. 
- Hej - uśmiechnąłem się. 
- Cześć- odparła. - Jestem sąsiadką Nory. 
- A ja - popatrzyłem na nie obie, po czym zagryzłem wargę. - Ja jestem kolegą. 
 Julie patrzyła na mnie czujnie swoimi zielonkawymi oczami. Nakładałem sobie na talerz dwie kanapki, kiedy usłyszałem ciche jęknięcie. Uniosłem wzrok, ale na szczęście Adam nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Zagarnął tylko Norę wielkim ramieniem i pociągnął za sobą do stolika. Bałem się, że dziewczyna wyśle mi jakiś znak, abym zaczął działać, ratować ją, abym się mu postawił. Nie zrobiła jednak nic podobnego, nawet się nie obróciła. 
  Poszedłem więc razem z Julie do innego stolika i usiadłem tak, żeby nie spuszczać oczu z Adama. Nora wydawała się szczęśliwa- śmiała się, dawała przytulać, jadła. Prawie zapomniałem, że udaje. Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, że serio jest wesoła i że tylko przede mną udaje biedną i poszkodowaną. Otrząsnąłem się, wyzywając sam siebie w duchu, że mogę podejrzewać ją o takie kłamstwa. Musiałem wyglądać bardzo kiepsko, bo po chwili usłyszałem Julie:
- Podoba ci się, co?
Wziąłem potężny gryz, aby oddalić odpowiedź w czasie. Widziałem, jak jej piegowate policzki unoszą się nad tostem. Pokręciła tylko głową i zadała inne pytanie. 
- To ty jesteś z Fallingstone? - chciała wiedzieć. 
Zdziwiłem się. 
- Tak. Skąd to wiesz?
- Nora mi o tobie mówiła - wzruszyła ramionami. - Chyba niedługo się znacie?
- Dwa dni - odparłem. - A wy? 
- Znałyśmy się wcześniej - odpowiedziała tylko. - Jest bardzo miła. 
- Tak - westchnąłem. - Faktycznie, jest miła. 
- Siema - walnął mnie w plecy Peter. 
Dopiero teraz, słysząc jego donośny głos, zdałem sobie sprawę z tego, jak cicho rozmawialiśmy. 
- Julie, to mój przyjaciel, Peter - przedstawiłem. 
Julie pochyliła się nad stołem, żeby uścisnąć jego rękę. 
- Oooo, kogo poznałeś? - wrzasnął mi prosto do ucha Evan. 
Moja twarz stężała. Nie zależało mi szczególnie na opinii Julie, ale wydawała się być bardzo fajna i nie chciałem, żeby kojarzyła mnie z tym idiotą. 
 Zobaczyłem, że krzesło obok mnie się odsuwa.
- Cześć - powiedział nadzwyczajnie ciepłym głosem. - Jestem Chase. 
Zobaczyłem, że oczy mojej nowej koleżanki lekko się powiększają, a na jej policzki wypływa rumieniec. 
- Julie - powiedziała cicho. 
 Uśmiechnął się do niej, po czym usiadł i zaczął jeść. Patrzyłem na oszołomiony wyraz twarzy Julie i na to, jak zerka na Chase'a co dwie sekundy. 
 Nawet nie zauważyłem, kiedy Nora opóściła stołówkę. Przy ich stoliku byli wszyscy oprócz niej i Adama. Zabiło mi mocniej serce. Nie upilnowałem jej. Nie pomogłem. Obiecałem i nie wywiązałem się. Wstałem rzucając szybkie "dziękuję" i odszedłem. 
 Na zewnątrz było prawie pusto. Nigdzie nie widziałem ani Nory, ani Adama, ani żadnego z jego kolegów. Niewiele myśląc, skierowałem się do najbliższego budynku uczniów trzeciego roku w nadziei, że jakoś zbiorę w sobie siłę, aby wyciągnąć stamtąd Norę.