niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6

 Odczekałem chwilę, po czym chwiejnym krokiem ruszyłem do pokoju. Nie miałem klucza, ale zostawiliśmy uchylone okna. Włożyłem ramię do środka i z trudem udało mi się najpierw zamknąć, a potem otworzyć na oścież jedno z nich. Podciągnąłem się i wlałem do pokoju niczym glut, nie panując nad swoim ciałem. Z hukiem spadłem na podłogę, co nawet trochę mnie rozśmieszyło, bo była to scena rodem z kreskówki. Mimo humoru, jaki na moment mi dopisał, czułem się nie najlepiej. 
    Powlokłem się do łazienki. Spojrzałem w lustro na trzy-cztery. Skóra na mojej lewej kości policzkowej była w jednym miejscu obtarta, a wokół tworzył się malinowy siniak. Usta kleiły mi się od żółto - szarej, zasychającej już mazi. Prawą stronę twarzy miałem odgniecioną na czerwono, co świadczyło o tym, że po upadku leżałem na trawie dłużej, niż mi się zdawało.  Umyłem ją w ciepłej wodzie i przetarłem otarcie spirytusem, tak jak kazała mama. Wątpię, żeby przewidziała, że dostanę od starszego chłopaka już w pierwszy dzień, spodziewała się raczej przecięcia czy czegoś takiego. Tak czy owak podziękowałem jej w duchu, że spakowała mi mini apteczkę. 
      Położyłem się do łóżka i postanowiłem czekać na chłopaków. Liczyłem też na to, że Van zaparzy mi herbatę, jak w domu. Lubiłem się czasami trochę nad sobą poużalać, a atak Adama był ku temu odpowiednią okazją. 
      Zamknąłem oczy i myślałem o Norze. Co z nią. Czy zostawiła Whitney'a, czy może nadal z nim jest. Zrobił jej coś? Awanturuje się, że ze mną gadała? 
      Usłyszałem klucz przekręcany w zamku i przyciszone komentarze Vanessy, Petera i Josh'a o włamywaczu.

- To ja - zawołałem do nich z sypialni.
- Li? Jak ty tu ... - zaczęła Van. - O boże co ci się stało? - dokończyła, widząc mnie.
- To nic, nic takiego. Czy Nora jest u was?
- Kto?
- Nora - powtórzyłem. 
- O jezu, co mu jest - dobiegł mnie zdziwiony głos Angeli. 
Van nadal nie odpowiadała. Mimo, że cała sytuacja trwała jakieś 10 sekund, denerwowała mnie powolność ich wszystkich.
- Peter! - podniosłem głos. Gdy się zjawił, zacząłem, zanim zdążył spytać o moją twarz. - Pete, idź do dziewczyn i zobacz, czy Nora tam jest, proszę. To bardzo ważne.
 Nie wiedzieć czemu nie wydał się wstrząśnięty moim stanem, ale cieszyło mnie to. Kiwnął tylko głową i szybko wyszedł. 
- Powiedz wreszcie co się stało - poprosiła Vanessa. 
Nie chciało mi się opowiadać, ale zaniepokojone oczy mojej przyjaciółki były już pełne łez, więc westchnąłem i zebrałem myśli. 
- Byłem z Norą. Nic wielkiego, tylko ze sobą rozmawialiśmy. I przyszedł ten jej chłopak - dziewczyny wymieniły spojrzenia. - Tak, ten super zapaśnik z ostatniego roku - zachichotałem jak one wcześniej, tylko ze zirytowaną miną. -  Wkurzył się, nie wiem o co. Po prostu wpadł w szał. Dobra, mogłem powiedzieć coś, co go odrobinę zezłościło, ale bez przesady... Później dał mi tylko w twarz i zabrał ją. A ona nie chciała. Bała się. 
 Nic nie odpowiedziały, ale obie cicho jęknęły. Były równocześnie wystraszone i zakłopotane. Ciszę przerwał zdyszany Peter. 
- Nie ma jej - zakomunikował, a mi urosła w gardle olbrzymia gula.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz