środa, 18 listopada 2015

Rozdział 7

Poderwałem się. Musiałem odszukać Norę.
 Właściwie nie wiem czemu, ale ogarnęła mnie panika. Zdawałem sobie sprawę, że w oczach moich 
 przyjaciół wyglądam jak kompletny szaleniec, że moje zachowanie jest w nielogiczne i 
głupie, ale coś mną kierowało, coś, czego nie mogłem powstrzymać.  Po tym, jak widziałem Adama w furii miałem prawo się denerwować o dziewczynę pozostawioną z nim sam na sam. Zwłaszcza, jeśli była to taka dziewczyna. Nie byle jaka, tylko ona. Zacisnąłem pięści
   - Van, idźcie już do siebie. Zadzwoń jeśli Nora wróci, okej? - poprosiłem
   - Liam, jesteś ranny - jęknęła Angela. 
Popatrzyłem na nią krzywo
   - Nie jestem ranny - powiedziałem. - Uważajcie na siebie.
   - Może pójdziemy z tobą - zaproponowały. 
   - Nie - wtrącił się stanowczym głosem Peter. - Dzisiaj jest ta powitalna impreza, nie? Przygotujcie się, czy coś. 
Popatrzyły po sobie. Nie martwiły się o swoją współlokatorkę tak bardzo jak ja, ale równocześnie wiedziały, że pójście na zabawę w takiej sytuacji nie jest najlepszym pomysłem. 
Przestałem się przejmować moim podsiniałym policzkiem i wyszedłem z pokoju zanim zdążyły zalać mnie kolejną  falą piskliwych protestów. 
Było chłodno.  Czułem się dziwnie, może dlatego, że pierwszy raz ktoś dał mi w twarz, a może dlatego, że pierwszy raz zależało mi na dziewczynie. A może dlatego, że dostałem akurat od chłopaka tej dziewczyny. 
Nadal nie rozumiałem, dlaczego to zrobił. Jedynym sensownym wytłumaczeniem był fakt, że Adam Whitney był nienormalny. Tak, nie da się ukryć, myślałem, idąc przed siebie. Nie do końca zaplanowałem, jak będzie przebiegało moje poszukiwanie Nory, więc przystanąłem pod drzewem i skupiłem się. Było wiele opcji, mogła być u niego, albo u kogoś znajomego. Albo na zboczu. Albo w ogóle nie było jej na terenie campusu, może gdzieś razem pojechali. 
Zdałem sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji jestem i że tak naprawdę ona może się teraz świetnie bawić, a tamta scena była tylko pokazem męskości Adama i formą przekazania mi, że oboje mnie nie lubią. Starałem się odrzucić taką wizję, nie wierzyłem w nią.
Ktoś szturchnął mnie w ramię. 
    - To co robimy? - usłyszałem głos Petera.
Odwróciłem się. Stał razem z Joshem tuż za moimi plecami, szczerząc zęby. Byli dumni, że przyszli pomóc i choć wiedziałem, że dla nich to tylko wieczorna, niecodzienna atrakcja, było mi miło, że nie zostawiali mnie samego. 
W tym momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Może nieco żałosny, ale jak już wspomniałem, wtedy nie obchodziło mnie nic innego niż Nora. Mój wzrok spoczął na drzwiach sąsiadujących z naszymi
- Co robisz - zdziwił się Pete, ale nie zdążyłem odpowiedzieć. 
Sekundę po tym, jak zastukałem, przed naszymi oczami stanął niski chłopak w okularach. 
 - Hej - powiedział nieco pytającym głosem. 
 - Cześć, nazywam się Liam Blake, a to są Peter Paulson i Josh Lancaster. Mieszkamy obok.
 - Oliver Grey - skinął. - Co ci się stało? - chciał wiedzieć. 
Uśmiechnąłem się sucho
- My właśnie w tej sprawie. Szukamy Adama Whitney'a, jest w radzie uczniowskiej, na ostatnim roku. Wysoki, napakowany, krótkie włosy. Rozdawał dziś takie książki...
- Jestem tu nowy, nie znam go. Ale poczekaj - wychylił się w głąb pokoju - Max? Chodź na chwilę. Szukają jakiegoś Adama z rady uczniowskiej - wyjaśnił. 
Wycofał się z progu, żeby zrobić miejsce drugiemu chłopakowi. Brunet z równo ułożonymi włosami i starannie wyprasowanym ubraniem podał mi rękę
- Max Hampton. A więc szukacie Whitney'a, hmmm? To on ci to zrobił? - wskazał na moją twarz. - Nie wiem, jak mu podpadłeś - kontynuował nie czekając na odpowiedź - ale odpuść sobie. To - wskazał ponownie - jest niczym w porównaniu do tego, co ten koleś potrafi. Zgniecie cię gołymi rękami, byleby tylko zyskać w oczach przewodniczącego, Caldermana. Lepiej z nimi nie zadzierać. 
Milczałem, ze wzrokiem wbitym w jego nienagannie czyste adidasy
- Wiesz, który to jego pokój? - spytałem wreszcie. 
- Liam, może jednak powinieneś dać sobie z nią spokój - zaproponował Peter.
- Nią? - zapytał Max. - Startujesz do Nory? Stary, oszalałeś
- Nie startuję. Rozmawialiśmy. Nic więcej. 
- Też kiedyś dostałem od Whitney'a. Też tylko z nią gadałem. Podbił mi oko, chociaż doskonale wie, że nigdy nie zainteresowałbym się Norą. 
- Po prostu się o nią martwię - przyznałem.
- Niepotrzebnie. On nic jej nie zrobi, potrzebuje jej
- Potrzebuje?
- Tak. Wtedy jest fajniejszy, atrakcyjniejszy. Zabiega o niego więcej dziewczyn, każda chce być tą, która odbije go Norze. Chce, żeby o niego walczyły, rozumiesz
- Szczerze, nie - przyznałem
Max westchnął, zdejmując z wieszaka czarną bluzę. Zarzucił ją na siebie wychodząc z pokoju
- Nie pamiętam numeru - powiedział - ale trafię bez problemu. Chodźcie
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz