wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział 9

 Westchnąłem. Wróciliśmy do pokoju, ale nie zostałem w nim. Postanowiłem sprawdzić jeszcze jedno miejsce. Jeśli nie będzie jej tam, dam sobie spokój - myślałem, w głębi duszy wiedząc, że to nieprawda. 
 Skierowałem się na zachodnie zbocze. Idąc przez parking, rozglądałem się na wszystkie strony, aby przypadkiem nie pozwolić jej uciec sobie spod nosa. Minąłem murek z kałużą zaschniętych wymiotów i zszedłem na skwer, który kilka metrów dalej stromo spadał w dół. 
 Za plecami słyszałem coraz więcej głosów. Setki nastolatków wybierały się właśnie na jedną z powitalnych dyskotek, a ja nie rozumiałem, czemu nikt nie przejmuje się nieobecnością Nory i dlaczego nikt nawet nie zauważył, że jej nie ma.
Zobaczyłem w oddali czarny zarys postaci. Odetchnąłem.
 - Nora - wyszeptałem, kiedy zbliżyłem się do niej. 
Siedziała na swoim kamieniu, odwrócona plecami do mnie. Na czubku głowy miała niedbałego, poszarpanego koka, a na nogach ubłocone buty. 
- Liam - odpowiedziała cicho, wykręcając szyję w moją stronę. 
- Czy on ci coś zrobił? - spytałem rzeczowo.  
- Nie - odparła trochę drżącym głosem.
- Nie bój się - poprosiłem, ale ona tylko potrząsnęła głową z lekkim uśmiechem - nie boję się ciebie.  
- Chcę ci pomóc, Nora. Bardzo chciałbym ci pomóc. 
- Nie potrzebuję pomocy - obruszyła się lekko. - Przecież nic mi nie jest. 
- Narazie - mruknąłem, ale stopiło się to z jej kolejnymi słowami. 
- Jak się czujesz? Boli jeszcze?  - wskazała wysuniętą brodą na mój policzek. 
- Już nie - skłamałem. 
- Przepraszam za to. 
- Nie twoja wina - wzruszyłem ramionami. - To on jest nienormalny. 
Odsunęła się ode mnie nieznacznie. 
- Nie jest. Jest po prostu trochę porywczy. I nerwowy. Ale to tyle, nic więcej. 
- Jasne - odparłem cicho. 
Nastała krępująca chwila przepełniona napiętą ciszą. Nie byłem pewien, ale może uraziło ją to, że powiedziałem źle o Adamie...
- Powinnam wracać do pokoju. Do dziewczyn. Już dość późno. 
Podnieśliśmy się. 
- Na pewno wszystko dobrze? - upewniałem się. 
- Tak, tak - powiedziała. 
- Czy mogę - zagryzłem wargę i westchnąłem. Teraz albo nigdy. - Czy mogę cię przytulić, Noro? 
Była zaskoczona, ale uśmiechnęła się miło. Pokiwała głową. Objąłem ją dość niezdarnie, ale mocno i - jak mi się wydawało - czule. Upłynęło kilka sekund, kiedy poczułem, że dziewczyna delikatnie się wykręca. 
- Wiesz, Adam może zobaczyć. Nie chcę narażać cię na kolejne bitki - wyjaśniła. 
Jej głos drżał jeszcze bardziej, ale tym razem z pozytywnych (mam nadzieję) powodów. Zadowoliło mnie to. Rozmarzyłem się na moment, ale musiałem skupić uwagę na mojej towarzyszce, która coś mówiła, a ja nie słuchałem. Przytaknąłem tylko, nie mając pojęcia na co, ale nie zorientowała się, że myślami byłem kompletnie gdzie indziej. 
- On cię nie skrzywdzi - popatrzyłem jej głęboko w oczy. - Nigdy, rozumiesz? Nigdy - obiecałem dość poważnym tonem. 
Pokiwała tylko głową, zarumieniona. 
Wątpię, żeby mi uwierzyła, ale może chociaż pocieszały ją moje starania. Może jestem uroczy, czy coś. 
Staliśmy chwilę pod jej drzwiami. Była noc, gwiazdy, muzyka z dyskoteki, właściwie wszystkie czynniki uznawane powszechnie za sprzyjające romantycznej atmosferze. Patrzyła na mnie jakby z wyczekiwaniem, ale nie zrobiłem niczego godnego pochwały. Stałem tylko i pozwoliłem odlecieć idealnemu momentowi na pocałowanie Nory Anderson. 
Gdy w końcu pożegnała się szeptem i zamknęła drzwi, było za późno.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz