niedziela, 27 września 2015

Rozdział 3

   Patrzyłem na dom, dopóki nie zniknął mi z oczu. Wtedy odwróciłem się przodem do kierunku jazdy, zsunąłem niżej w fotelu i odprężyłem się. Kiedy wyjechaliśmy z miasta, zamknąłem oczy i chyba zasnąłem, bo świadomość odzyskałem dopiero na pół godziny przed Carrighton. Dopiero wtedy się zdenerwowałem. Rozbolał mnie brzuch. Udzieliła mi się panika Vanessy. Sprawdziłem komórkę. Wiadomość od Vanessy.    " Li! Gdzie jesteś? Przyjeżdżaj już, proszę. Mam pokój w drugim sektorze, pokój 72. Nie wiem, z kim będę mieszkała. Boję się"
   " Van, uspokój się - odpisałem.- Czekaj z rodzicami na parkingu. Będę niedługo."
- Tato, pospieszymy się?
- Coś się stało? - spytał.
- Van już jest na miejscu. Znacie ją, nie chcę, żeby była tam sama.
- Ona musi się trochę otworzyć - stwierdziła mama krytycznie.
- Uwierz, pracujemy nad tym - odparłem.
     Kolejny kwadrans minął szybko i dojeżdżaliśmy już na parking przed dużym budynkiem z niebieskim napisem MOUNTLAKE COLLAGE. Ścisnęło mnie w gardle. Wokół roiło się od płaczących matek i przerażonych dzieciaków obładowanych bagażami. Zauważyłem Vanessę. Była blada jak ściana, ale gdy mnie zobaczyła, widocznie się rozluźniła. Tata znalazł wolne miejsce i wysadził mnie. Podbiegłem do niej i przytuliłem jej dygocące ciało. Była trochę niestabilna emocjonalnie.
- Już dobrze, jestem tu. Jak ci się podoba? To chyba szkoła, nie?
- Chyba - bąknęła, kiwając głową. - Pokoje są w pawilonach z tyłu. Trzeba iść tam - wskazała palcem - do punktu informacji po klucz.
- Poczekaj tu - poleciłem i poszedłem we wskazanym kierunku.
     W kolejce ustawiły się już wytapetowane dziewczyny i napakowane osiłki. U nas w Fallingstone takich nie było. Miła pani zza okienka dała mi klucz do pokoju 49 w sektorze pierwszym. Dowiedziałem się, że oprócz Petera, będę mieszkał z chłopakiem o imieniu Josh. Byłem trochę zawiedziony, że nie będziemy sami, ale pozostawało mi mieć nadzieję, że niejaki Josh okaże się w porządku. Wróciłem do rodziców i zobaczyłem, że Pete właśnie ściskał się z Van. Pomachałem mu kluczem, na którego widok zaświeciły mu się oczy. Idąc do naszego pokoju, minęliśmy sąsiedni numer 48. W środku było trzech miło wyglądających chłopaków, którzy się poznawali. Ceremonialnie otworzyłem nasze drzwi i weszliśmy do środka. Pokój przewyższał moje oczekiwania: był bardzo duży i umeblowany. Stół, cztery krzesła, komplet szklanek i sztućców (chociaż oczywiście miałem swoje z domu) mała kanapa, stolik i telewizor. Dalej krótki korytarzyk - po jego prawej stronie łazienka, a po lewej pokój podobnych rozmiarów do pierwszego - sypialnia. Łóżko piętrowe i zwykłe, szafa, trzy biurka z krzesłami i półki na książki. Puściliśmy się biegiem w stronę dużego łóżka i równocześnie skoczyliśmy na drabinkę, ale Peter kopnął mnie w brzuch i spadłem na podłogę.
 - Ciota - stwierdził triumfalnie, zwieszając nogi przez barierkę.
       Zostawiliśmy walizki i poszliśmy do pokoju Vanessy, zostawiając moich rodziców i Paulsonów. Nasz sektor liczył 75 pokoi, a zaraz potem zaczynał się kolejny. W pokoju 72, czyli na samym końcu, była już jedna dziewczyna. Zerwała się na nasz widok.
 - Hej - uśmiechnąła. - Dzień dobry - dodała w stronę mamy i taty Van.
 - Cześć - odparłem, starając się być w miarę miły.
 - Jestem Angela - przedstawiła się.
 Była blondynką z tłustą cerą i pomalowanymi na zielono paznokciami. Miała sfatygowane conversy i dresowe spodnie. Vanessa nie mogła trafić lepiej, pomyślałem.
 - Liam.
 - Peter.
 - Vanessa - odważyła się. - Ładnie tu - skomentowała, na co Angela pokiwała głową.
 - Wybrałam już łóżko, okej? - kiwnęła głową w stronę sypialni.
 - Jasne - powiedziała Van, idąc tam. - To będzie moje - stwierdziła, siadając.
 - Nie najgorsze te pokoje - stwierdziła jej mama. - Chyba już was zostawimy, zobaczymy się później - i wyszli.
 - Jesteście z pierwszego roku? - chciała wiedzieć Angela.
 - Tak, tak. Nikogo tu jeszcze nie znamy.
 - Ja też nie. Może... Może mogłabym trzymać się narazie z wami, co? - zapytała z nadzieją.
 Za plecami usłyszałem chaust powietrza nabierany przez Petera. Chyba polubił nową koleżankę.
 - Jasne - zgodziłem się. - Skąd jesteś?
 - Macland, a wy?
 - Fallingstone - odparła Van.
 - Nie dziwię się, że nie poszłaś tam do collage'u - przyznałem.
 - Taaak - zgodziła się. - Nie miałam znajomych w Macland, poza tym ten poziom... Eh. Po prostu uznałam, że tu będzie mi lepiej i poznam kogoś fajnego.
 - Nie przeliczyłaś się - mrugnął do niej Peter, na co zachichotała.
 - Okej, zobaczymy się później - rzuciłem, nie chcąć pozwolić Peterowi na zrobienie z siebie idioty już pierwszego dnia. - Nasz współlokator jeszcze nie przyjechał, a nie ma klucza.
 Pete posłał mi nienawistne spojrzenie, gdy wychodziliśmy. Przejście do pokoju zajęło nam około minuty. Przed drzwiami nikogo nie było. Nawet naszych rodziców. Dziwne. Postanowiliśmy zrobić coś pożytecznego, więc rozpakowaliśmy walizki i wsadziliśmy ubrania do szafy. Zająłem trzy półki , ustawiając na nich moje ukochane kaktusy, kilka książek i ramkę z naszym zdjęciem z dzieciństwa. Kawałek ściany między moim materacem a łóżkiem Petera dokładnie zakleiłem plakatami Green Day, Artcic Monkeys i Linkin Park. Właśnie kiedy skończyłem rozległo się pukanie do drzwi i w progu ukazał się średniego wzrostu chłopak. Miał brązowe loki, szare spodnie, koszulkę z Adventure Time i czarne vansy. Uśmiechał się niepewnie, a ja już wiedziałem, że jakoś się dogadamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz