poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział 12

 Postanowiliśmy zjeść obiad w Carrighton. O trzynastej naładowany nami samochód Chase'a wytoczył się z campusowego parkingu w dół wzgórza. Kierowaliśmy się na południe, wychodząc na przeciw palącemu słońcu. Droga przebiegająca przez las była zupełnie pusta. Łączyła miasto jedynie z naszym collage'm, więc nikt przypadkowy się tu nie zapuszczał. Evan włączył radio z głośną, brzęczącą muzyką. Szybko zaczął śpiewać aktualnie puszczany utwór i tańczyć na swoim siedzeniu. We wstecznym lusterku zauważyłem, jak jego bratu marszczą się brwi. Nawet nie popatrzył na Evana, wyłączył jedynie sprzęt i lekko rozluźnił ręce na kierownicy. Uśmiechnąłem się do siebie, uświadamiając sobie, jak bardzo bliźniacy do siebie nie pasują i jak bardzo ja pasuję do Chase'a. 
 Oczywiście nic do niego nie czułem. Zdecydowanie czułem coś do Nory Anderson.
 We względnej ciszy dojechaliśmy do celu, zatrzymując się pod Targetem. Evan gadał coś przejętym głosem, ale chyba nie zdawał sobie sprawy, że nikt go nie słucha. Trzymałem się z Peterem. Chase zaparkował i usiadł na murku obok nas, jak najdalej od swojego brata. 
- Coś długo ich nie ma - stwierdził głosem, który właściwie można by uznać za rozbawiony, gdyby nie surowość jego twarzy. 
To, że w ogóle się odezwał, bardzo mnie zaskoczyło. 
- Myślisz, że oni... - zaczął Peter.
- Pewnie tak - przerwał Chase. - Macie coś przeciwko gejom?
- Nie - zapewnił. 
- Absolutnie - dodałem. 
Chase kiwnął głową na znak, że to dobrze. 
- O, jadą - powiedział. 
Po kilku sekundach faktycznie pojawiło się auto brata Maxa. Wymieniliśmy z Peterem zaskoczone spojrzenia, zastanawiając się, skąd wiedział, że się zbliżają. Przecież nie było ich widać. 
- Usłyszałem - wzruszył ramionami, odpowiadając na niezadane pytanie. 
Zgrabnie zeskoczył z murku i poszedł w kierunku wejścia do Targetu. 
- On mnie przeraża - szepnął Pete. 
Nic nie odpowiedziałem, tylko przyglądałem się oddalającej, chłodnej postaci z niekrytym podziwem. Musze go poznać, pomyślałem. Trochę jak z Norą, tylko Chase'a nie miałem ochoty pocałować. 
 Moje rozmyślania przerwały głosy Maxa i Josha, połączone z rykiem Evana. Max, jako najwyższy i pewnie najsilniejszy z nich, wziął jeden z czerwonych wózków na zakupy. Do środka wskoczyli Josh i Ev, a na przodzie usadowił się Ollie. Na jego okrzyk " Ruszamy!", Max zerwał się w dziki pęd w stronę sklepu. Wpadli od środka, ledwo hamując przed regałami. Chase nadal patrzył na nich z niesmakiem, gdy wchodziliśmy. 
Poszedłem do półek z napojami, aby zaopatrzyć się w dr.Peppera, Mountain Dew, piwo korzenne dla Van i mrożoną herbatę. Gdy Peter zjawił się przy mnie ze słoikiem kawy, kartonem mleka i paczką cukru, razem udaliśmy się do kasy. Za nami w kolejce ustawił się Chase. Trzymał pudełko malin, zgrzewkę coli, czekoladę i wodę. 
 Udało nam się wydostać z Targetu przed resztą. 
- Wsiadajcie - polecił Chase pospiesznie wkładając rzeczy do bagażnika. 
- Nie czekamy? - spytał Peter, wskazując na sklep. 
- Wsiadaj, stary - poprosił Chase dobitnie, zatrzaskując klapę.  
Mój przyjaciel drgnął lekko i wsunął się na siedzenie obok mnie bez dalszych protestów. Ruszyliśmy w momencie, gdy chłopcy wyjeżdżali w wózku na parking. Chase nawet się nie obejrzał. Na jego ostrą twarz wpłynął niegrzeczny, dumny uśmieszek. Mrugnąłem i po uśmiechu nie było już śladu. Szare oczy wpatrywały się w drogę. 
- Myślę, że poradzą sobie sami - wyjaśnił. 
Zrobiło mi się nieprzyjemnie, wyobrażając sobie Maxa, Josha, Olivera i Evana razem w taki sposób. Peter wystawił język i skrzywił się. 
 Chase Palmer uśmiechnął się po raz drugi, patrząc mi w oczy w lusterku.

3 komentarze: