sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 14

 Jechaliśmy już około kwadransa. Żaden z nas nic nie mówił, jednak wcale nie czuliśmy się skrępowani ciszą. Zresztą nie było przecież całkiem cicho: samochód szorował o asfalt, ptaki śpiewały, a Chase dudnił palcami o kierownicę, bezgłośnie poruszając ustami. Próbowałem odgadnąć, jaką piosenkę ma teraz w głowie, ale bez skutku. 
 Przyglądałem mu się chyba zbyt niedyskretnie, bo po chwili zacisnął dłonie i oblizał wargi, unosząc lekko kąciki ust. Odruchowo spojrzałem w lusterko, ale widziałem w nim tylko jego włosy, czoło i brwi. Wiedziałem, że przyłapał mnie na gapieniu się, chociaż nie miałem pojęcia w jaki sposób. Udając niezrażonego, odwróciłem się do okna po mojej prawej stronie i skupiłem wzrok na przesuwającej się za nim ścianie lasu. Zacząłem się zastanawiać dokąd jedziemy, kiedy zobaczyłem drewnianą tabliczkę z czarnym napisem MOUNTLAKE i kilkoma czarnymi falkami. 
 Podobało mi się, że Chase uznał odwiedzenie jeziora za coś oczywistego i nawet nie spytał nas o zdanie. 
 Zaparkował na parkingu otoczonym niskim, kremowym płotkiem z cienkich deseczek. Patrząc z tej perspektywy, za ogrodzeniem widać było jedynie zalesione pagórki i błękitne niebo spowite puszystymi chmurami. Wysiedliśmy i skierowaliśmy  się w stronę wydeptanej ścieżki. Kilkadziesiąt metrów od nas rozpoczynał się alejkowy szlak turystyczny - trasa spacerowa wypełniona sklepikami z pamiątkami, budkami z lodami i tym podobnymi haczykami na pieniądze. 
 Ruszyliśmy więc w dół zbocza polną dróżką, pozwalając drzewom zasłaniać słońce, a wiatrowi rozwiewać nasze włosy. Wyobraziłem sobie, jak idę tędy z Norą. Jej loczki unosiłyby się, targane powiewami, muskałyby moją twarz, gdybym chciał się do niej zbliżyć. Pewnie by się uśmiechała, ukazując równe, białe zęby. 
- Jak już nauczysz się prowadzić - powiedział Chase - to zabierzesz tu Norę. 
Zdziwiłem się. Czy on czytał mi w myślach? 
- Nie mam samochodu - odparłem cicho.
Był to dla mnie bardzo drażliwy temat. Potrafiłem kierować autem i hamować. Wiedziałem, jak się zmienia biegi, jak wymienić koło i ile zatankować. Dobrze znałem znaki i przepisy. Wypadek, jaki mieliśmy z Peterem, był jego winą, zrobił to przez głupi moment nieuwagi. Jednak konsekwencje były poważne - wywiązała się wtedy niezła afera, musieliśmy naprawiać płot, odkupywać skrzynkę na listy i malować ścianę, co zajęło nam dwa letnie tygodnie. Takie dwa letnie tygodnie naprawdę potrafią zniechęcić młodego kierowcę do siadania za kierownicą. Tylko mój tata wiedział, że jestem niezły i że dałbym sobie radę na drodze, jednak nawet on nie zabrał mnie na kurs, ani nie zaoferował kupienia samochodu: uważał, że jestem za mały. 
- Coś się wymyśli - obiecał Chase. 
Oddalił się od nas o kilkanaście metrów, szedł z przodu, nucąc. Rozmawiałem z Peterem o tym, że już niedługo zacznie się szkoła.
- Masz tydzień, żeby zdobyć Norę, stary - powiedział. 
- Mam na to pięć lat - zauważyłem.
 Mountlake rządziło się bowiem nieco innymi prawami, niż inne collage'e. Trwało pięć lat, a nie trzy, a zaczynało się go w wieku szesnastu lat. Dwa pierwsze lata były przygotowaniem, kontynuacją liceum, tylko że na wyższym poziomie, niż w normalnych szkołach. Kolejne trzy były już normalnym collage'em, takim, jak wszędzie. Ostatnie dwa roczniki nie mieszkały w campusie, ponieważ na wzgórzu nie było wystarczająco dużo miejsca. Poza tym uczniowie w tych klasach są już pełnoletni, więc mogą wynajmować mieszkanie w Carrighton albo Mountland. 
  Pokręcił tylko głową. 
- Nie przeglądnęliśmy nawet naszym planów lekcji - zauważyłem. 
- Ważne, że będziemy razem w klasie, nie?  - powiedział, a ja przytaknąłem. 
Poczułem, że pod moimi stopami chrzęści piasek, podniosłem wzrok i oto znalazłem się w najpiękniejszym miejscu na świecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz