wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 18

 Rankiem obudziłem się, nie pamiętając zupełnie wczorajszego wieczora. Wiedziałem, że przyszła do nas Vanessa i że poryczałem się jak dziecko. Ale nie miałem pojęcia kiedy położyłem się do łóżka, kiedy Van od nas wyszła, ani kiedy wrócił Josh. 
 Poszedłem wziąć prysznic, aby ukoić nieco nerwy po niedawnym załamaniu, jakiego doznałem. Gdy skończyłem, wsunąłem na siebie koszulkę z Green Day, szare dresy i skarpetki, po czym usiadłem z paczką herbatników na kanapie. Była 7:39, a śniadanie zaczynało się o 9:00 i kończyło o 11:00. Wiedziałem, że Peter nie wstanie przed 9:00, a nie chciałem iść sam, więc miałem sporo czasu. Gdy dokończyłem ciastka i sok, poszedłem umyć zęby, wsunąłem na nogi nike'i i wyszedłem cicho na zewnątrz. 
  Zamknąłem drzwi na klucz wrzuciłem go z powrotem przed okno, szczęśliwie trafiając w fotel i nie robiąc hałasu. 
 Było chłodno i jasno. Las zasnuwała jeszcze lekka mgiełka, słońce narazie nie dawało żadnego ciepła, raziło tylko tak mocno, że musiałem mrużyć oczy. Wokół było kilka osób, zajętych sobą. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Postanowiłem przejść się w miejsce, gdzie jeszcze nie byłem: część wzgórza za stołówką, czyli jego wschodnią stronę. Były tam ławeczki pomalowane na biało i kilka drzew. Pod jednym zauważyłem postać. Serce mi przyspieszyło. 
  Siedziała oparta plecami o pień, z jedną nogą zgiętą i objętą ramionami, a drugą wyprostowaną na trawie. Miała niedbale spięte włosy, czarne legginsy i tęczową bluzkę tie-dyed. Zbliżając się do niej, szurałem, aby ją uprzedzić, że nadchodzę. Mimo to, kiedy stanąłem obok, drgnęła. 
 W tym momencie przypomniałem sobie, że przecież wczoraj ją rozgniewałem i że nadal może być zła, niechętna do przebywania w moim towarzystwie. Lekko zesztywniałem, zrobiło mi się głupio. Chciałem odejść, ale zamiast tego wyrwało mi się ciche:
- Noro. 
Odwróciła się powoli. Była blada, nieumalowana. Patrzyła na mnie w milczeniu. Jej oczy były mocno niebieskie, jako jedyne miały kolor. Były jednocześnie zlęknione, zmęczone i błagające. Błagające o co?
- Cześć - powiedziałem. Splotłem palce. - Chciałbym cię przeprosić za wczoraj. Nie powinienem był mówić tych rzeczy. 
Jeszcze przez chwilę mi się przyglądała, otwierając i zamykając usta kilkakrotnie. 
- Powinieneś sobie iść - powiedziała w końcu. 
Jej słowa uderzyły mnie i przez moment było mi od nich niedobrze. Jej ton nie był zły: nie wydawała się zdenerwowana, bardziej przestraszona i zrezygnowana. 
- Noro... - zacząłem, ale przerwała mi, wstając.
- Liam. Mówię poważnie. Nie gniewam się o to, co powiedziałeś. Po prostu nie powinniśmy się spotykać, rozumiesz? 
- Przecież tylko rozmawiamy, co w tym złego - rozłożyłem ramiona, ale ona wyminęła mnie i chciała odejść. - Nora! Przestań, nie zachowuj się tak. Posłuchaj mnie.
Odwróciła się. 
- Nie, to ty mnie posłuchaj - lekko warknęła, ale oblizała wargi i dalej mówiła już normalnie. - Nie chcę, żeby Adam znowu cię skrzywdził. Nie chcę tego, naprawdę.
- Nie chcesz? No popatrz, ja też nie. 
- Im więcej czasu będziesz ze mną spędzał, tym większe prawdopodobieństwo, że on nas nakryje.
- Nakryje na rozmowie? Nora, nie widzisz w tym niczego nienormalnego? 
Westchnęła. Chyba widziała i to zbyt wyraźnie. Podszedłem do niej i spojrzałem prosto w oczy. 
- Jeżeli chcesz, żebym sobie poszedł, pójdę. Zostawię cię. Ale powiedz, że nie chcesz mojego towarzystwa. Nie myśl o Adamie. Powiedz mi prawdę. 
- Liam - wypowiedziała moje imię z zastanowieniem, powoli. - Chcę, żebyś został. 
Zadrżała, kiedy chwyciłem lekko jej nadgarstki. Patrzyłem jej w oczy. 
- Po prostu nie chcę, żeby coś ci się stało - jęknęła nieco płaczliwie. 
- Nic mi nie będzie. Skrzywdzi mnie dopiero wtedy, gdy zrobi coś złego tobie - czy nie przesadziłem z romantyzmem?
Twarz Nory pojaśniała w szczerym uśmiechu, a na jej policzki wypłynął rumieniec. 
- Nie musisz się go bać - zapewniłem, obejmując ją ostrożnie ramieniem. 
Poddała mi się i przywarła do mojego torsu. Czułem, że zaraz eksploduję. Przytulałem Norę, starając się wyjść na prawdziwego mężczyznę. 
 Naprawdę uwierzyła, że nie obawiam się jej chłopaka psychola i że ją przed nim obronię. 
 Była zbyt śliczna, delikatna i smutna, żeby wyprowadzać ją z błędu.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz